Werona, macanie i zabobony... czyli śladami Top Gear, ale dokładniej - Part II

Kolejnym miastem na drodze do Pau (które okazuje się być dość zacnym punktem na mapie) jest Werona. Koledzy z TG (pisząc tak wcale nie mam na myśli, że znam ich osobiście!), jadą tam tylko po to by zobaczyć "balkon", ale czy tylko on jest wart uwagi? Przekonajcie się sami - Zapraszam do Werony, miasta w którym wspomniany "balkon" cieszy się niebywałym zainteresowaniem, a widoki zapierają dech w piersiach nie tylko Julii.

Nie byłabym fair, gdybym nie zaczęła właśnie od wspomnianego już (z 15 razy w mym poście) "balkonu". Dla tych, którzy jeszcze się nie zorientowali, chodzi oczywiście o "balkon" w "domu Juli", jednej z bohaterek dramatu Williama Szekspira.

Dzięki Szekspirowi w mieście roi się od turystów, którzy pod „balkon” przybywają z 3 powodów. 


Po pierwsze – by zapewnić sobie szczęście w miłości, dzięki dotknięciu piersi posągu Julii. Jakby to w ogóle miało pomóc. Równie dobrze można sobie dotykać krowich wymion i wierzyć w ich magiczną moc – bez komentarza.

A tak nawiasem - dla wyrównania kolorytu posągu mogliby "wymyślić" także inne "magiczne przepowiednie" dla pozostałych części ciała, dzięki temu cała Julia była by cały czas złota ...


Po drugie – by zostawić list do Juli, której „koleżanki” z kwadratu udzielą im miłosnych porad. Na podstawie tej „magii” powstał nawet film o jakże oryginalnym tytule: Listy do Julii, który mogę polecić jeśli chcecie poczuć klimat.


I w końcu po trzecie – by zwiedzić dom, gdzie mieszkała Julia i zrobić sobie piękne foto na jej balkonie (które później oprawią w ramkę i powieszą na "wall'u na fb").


I tutaj zaczyna się bardzo ciekawa kwestia - tak logistycznie – obecny dom Julii nie może być jej prawdziwym domem, BO dramat Szekspira to totalna fikcja, A jej autor nigdy nie był w Weronie, którą znał tylko z opowiadań i obrazów ówczesnych mu "towarzyszy broni"!

Co więcej mieszkańcy Werony sami wyznaczyli miejsca na dom Julii, Romea itp. Ok, w historii Werony pojawiła się  rodzina  Montecchi i Capuleti, a ta druga mieszkała nawet w obecnym „domu Julii”, NIC jednak poza tym szczegółem nie wskazuje na historyczne usytuowanie obecnych miejsc „kultu”.

Co więc sprawia, że ludzie tu przybywają i wierzą w cuda? No właśnie … Nie mam pojęcia … i tu pojawia się być może czwarty powód przybycia – czysta ciekawość...


Tak czy inaczej można na tym zrobić niezły biznes, wiec czemu nie. Skoro ludzie uwielbiają symbolikę to bardzo proszę. 

Wejście na dziedziniec i „macanie” posągu jest darmowe. Sam dziedziniec i balkon (który notabene nie jest autentyczny, ponieważ został dobudowany dla celów „mistycznych”) jest ładny i … jakby to ująć … może dosłownie – popisany i poobklejany gumami do żucia, na których ludzie umieszczają karteczki ze swoimi imionami itp., które najnormalniej w świecie z czasem odpadają, zostawiając niesmaczny gest na ścianie, w postaci przeżutej gumy. Zostawiam to Waszej ocenie, bo ja wymiękłam, pozostałych punktów romantycznych uniesień Szekspira już nie zwiedzając.






By nie przedłużać ciężkich tematów, przejdźmy do architektury samego miasta, która jest zdecydowanie warta uwagi, a fakt usytuowania Werony nad rzeką dodaje jeszcze więcej wdzięku i możliwości.

Ciekawym miejscem jest wieża widokowa, na którą wjeżdża się windą za 8 EUR i schodzi schodami za free. W cenie jest też wejście do muzeum, którego nie oceniam, bo zdecydowanie nie przemówiło do mnie. Zauważyłam tylko, że w przeciwieństwie do naszych muzeów, pracuje tam bardzo dużo młodych i kompetentnych osób, które wiedzą co się wokół nich dzieje i gdzie się znajdują.

Nie wiem ile metrów miała wieża, ale widok był wart swej ceny.













 I mimo tego, że sądziłam, że to już jest max możliwości Werony to ... po zejściu z wieży i przejściu przez uroczy most ... (nie mam jego zdjęć, więc pokaże co było z niego widać) ...




... okazało się, że na pobliskim wzgórzu jest zameczek, z którego widok stanowi kadr najładniejszych zdjęć z miasta, które znajdziecie w galerii google...

... a na dodatek zaczęło jeszcze zachodzić słońce i w pobliskim teatrze mieli próby przed festiwalem ... full romantic + minimalna ilość turystów ... musicie to zobaczyć sami!





Efekt "łał" gwarantowany!

Siedząc tam dobrą godzinę wypatrzyliśmy fajną włoską restaurację, która zdecydowanie też polecam. Jedliśmy wprawdzie pizze, ale była bardzo dobra (pomijając fakt, że jak prawdziwe dziki wzięliśmy po 1 na osobę!).

Tri collori jak z obrazka w menu!


Przyzwoitość cen w karcie sprawiła, że wracaliśmy bardzo szczęśliwi na parcheggio i do samochodu.

Warto również wspomnieć, że miasto ma koloseum, które robi wrażenie nie tylko za dnia ...


ale i nocą ...


Podsumowując, zdecydowanie polecam odwiedzenie Werony nie tylko by "postać pod balkonem", ale i zobaczyć to co ma Wam do pokazania, gdy zboczycie ze szlaku Szekspira ...

Dla zainteresowanych:
- PAU - miejscowość we Francji, w regionie Akwitania
- Film na wieczór - Listy do Julii - http://www.cda.pl/video/62232ca
- Restauracja Redentore, pod teatrem w Weronie -  http://www.ristoranteredentore.com/home/

cdn.

M.