Zaskakująco
dobra baza noclegowa w drodze na południe Bałkanów
Serbia, kraj
gdzie nie dotarła jeszcze Unia Europejska, a na granicy stoją toalety oświetlone
bardziej niż całe Las Vegas, bardzo nas zaskoczyła. Daliśmy jej szansę i
wykorzystała ją w pełni.
Szukając w
sieci miejsca na nocleg, w drodze do Grecji, natknęliśmy się na ofertę małego
hotelu w Serbii, w miejscowości Vladcin Han (ok. 50 km za Leskovac, w stronę
Vranje, na trasie E-75). Zrobiliśmy szybką rezerwację przez booking i
postanowiliśmy zaryzykować ewentualnym spaniem w aucie, w razie gdyby się
okazało, że hotel w międzyczasie zniknął z powierzchni ziemi. Na szczęście … rzeczywistość
okazała się dla nas o wiele bardziej łaskawa. Po uzyskaniu od mieszkańców kilku
wskazówek, a zarazem pewników, że hotel istnieje i nie jest siedzibą serbskiej
mafii, dotarliśmy pod budynek z szyldem Villa Grazia. Ogólnie byliśmy w szoku,
bo hotel stał, dobrze się prezentował i do tego jeszcze dostrzegłam jakichś
pracowników. Nie zastanawiając się dużej przeszliśmy do recepcji. Młody Pan przywitał nas miłym
uśmiechem, a po informacji o rezerwacji z bookingu poprosił właściciela o
zameldowanie naszej grupki. Właściciel, niestety nie pamiętam imienia (szok, że
się nam przedstawił), pamiętał naszą rezerwacje i był ewidentnie ucieszony, że
udało nam się dotrzeć na miejsce. Przekazał nam kluczyki, pokazał co gdzie się
znajduje i dodał, że w razie jakichkolwiek problemów służy nam pomocą. Mi
osobiście to wystarczyło, bo zrobiło się bardzo miło i naprawdę sympatycznie. Za
hotel zapłaciliśmy w euro, ale w razie „w” nie było by też najmniejszego
problemu z płatności kartą.
Budynek
zadbany, dobrze oznakowany, z własnym parkingiem, całość zaraz przy ulicy. Na
dole recepcja i restauracja, a na górze pokoje, wszystkie z klimatyzacją i
szybkim wi-fi. Można by rzec, że po 1 224 km drogi prawdziwa bajka i
właściwie nie potrzebowaliśmy niczego więcej, a tu … bardzo miłe zaskoczenie.
Dlaczego? Po pierwsze, pokoje były nowe, podobne jak meble (mega plus za
stylowe biała krzesła, które były też w restauracji) i pozostałe części
wyposażenia. Po drugie, łóżka były bardzo wygodne.
Pokój 2 os. ze stylowym krzesłem |
Po trzecie, „niespodziewanie” zdjęcia promocyjne z bookingu okazały się prawdziwe i każdy z nas dostał swój zestaw ręczników, czego chyba nikt nie oczekiwał. Łazienka na tyle przyzwoita, że nawet ja, ze swoją fobią do czystości, byłam w stanie ją zaakceptować. Pod prysznicem i na umywalce było mydło w płynie, z którego można było skorzystać.
Zestaw ręczników dla każdego |
Cenowo hotel wypadał
dość przyzwoicie (35 €/pokój,
czyli ok. 72 zeta za osobę, ze śniadaniem) zważywszy na oferowane warunki
mieszkalne, czas przebywania i pomijając oczywiście lokalizację w małym
miasteczku … które swoją drogą skutecznie też nas zaskoczyło. Przypadkiem
przyjechaliśmy w dniu kiedy odbywał się „fastyn/koncert” z okazji dni miasta. Osobiście
za żadne skarby świata nie udałabym się na taki cyrk w Polsce, jednak tam było
to zrobione w tak klimatyczny sposób, że grzechem było się nie zatrzymać.
Całość miała miejsce na miejskim boisku, gdzie były betonowe trybuny, po brzegi
zajęte, przez mieszkańców. Na scenie występowali (z tego co zrozumiałam) jacyś
lokalni „pieśniarze” (nie koniecznie w podeszłym wieku), śpiewając regionalne
piosenki, w rytm organków, akordeonów i innych, „ludowych” bądź też miej,
instrumentów. Co najważniejsze przekrój ludzi to obserwujących: 0-100 – naprawdę!
Byli chyba wszyscy, a co najważniejsze nie było chałtury, „popisów” i głupiego
zachowania. Młodzież była po prostu grzeczna. Wiadomo, niektórzy przyszli sobie
z piwkiem, kupionym w pobliskim sklepie (bo na terenie boiska, nie sprzedawano
alkoholu), a mimo to nikt nie „darł ryja” i nikt nikomu nie przeszkadzał.
Muzyka po prostu niosła. Tym bardziej, że komercja też tu nie dotarła, bo nie
było chamskich i brzydkich budek, tylko oświetlone wozy (takie jakie pamiętam
jeszcze z dzieciństwa) oferujące popcorn i watę cukrową, oraz małe straganiki ze
świecidełkami, których pilnowali cyganie. Nikt jednak nie był nachalny. Taki
obraz mnie osobiście urzekł tak bardzo, że mogłabym tam zostać na chwilę
dłużej. Co więcej, mimo późnej godziny i tego, że na ulicach miasteczka było
sporo ludzi, wokół panował spokój i względna cisza.
Wracając do hotelu podziwiałam wystawy sklepowe. Wyglądały
tak jakby czas w tych sklepach się po prostu zatrzymał. W barach panował
jeszcze nie Europejski standard mówiący o „czystej i brudnej drodze”, a do
kuchni można było zaglądać z ulicy. W pobliżu hotelu znalazłam kilka sklepików,
gdzie można było się zaopatrzyć na dalszą drogę.
O 7:00 kolejnego dnia byliśmy już na śniadaniu. Panie
rozumiejące po angielsku (ale jak się okazało po polsku też dało się z nimi bez
problemu dogadać) zaproponowały nam kanapki na ciepło (standardowe sandwiche z
warzywami i szynką lub serem) lub omlet (właściwie coś w rodzaju jajecznicy z
szynką, o średnicy takiej jak duży talerz i grubości ok. 1,5 cm), oraz dowolny
napój (herbaty, kawy, soki i woda). Nie było problemu też z dostaniem
dodatkowego chleba dla konia … żartuje J … ale
cytryny do herbaty dostałam tyle ile chciałam. Jak na Serbię śniadanie było naprawdę
smaczne i spokojnie dało się nim najeść.
Restauracja, którą udało nam się odwiedzić poprzedniego dnia,
okazała się miejscem bardzo fajnie i nowocześnie urządzonym, w podobnym stylu
jak same pokoje. Menu dostępne w mowie ojczystej i po angielsku. Wybór dość standardowy
pizze, sałatki i makarony. Mając 20 zeta (w lokalnej walucie) obawiałam się, że
nie wiele uda mi się zamówić, a tu kolejna przemiła niespodzianka, bo … UWAGA …
zamówiłam latte, sok, pizze na dwie osoby i jeszcze dostałam resztę J Żyć nie umierać! Pizza jak się okazało, ponieważ
poprosiłam panią by podała ją dla 2 osób, przyszła do nas w formie dwóch
identycznych połówek ciasta, które w środku było wypełnione farszem z pizzy
(sosem, szynką itp.,). Smakowała naprawdę fajne i oczywiście zjedliśmy całość.
Jednym minusem restauracji było to, że można tam było palić i niestety
trafiliśmy na taki moment, że na zewnątrz było za zimo, a w środku ekipa 10
panów paliła dość sporo. Na szczęście, dzięki usadowieniu koło drzwi udało nam
się racjonować normalne dawki czystego powietrza, tak by całość nie przypominała
siedzenia w mordowni.
Restauracja |
Ogólnie … polecam - fajny hotel na trasie, dający możliwość „polizania”
Serbii cofając się w czasie, nie odczuwając jednak żadnych dyskomfortów.
Więcej info o hotelu tutaj: http://www.booking.com/hotel/rs/villa-grazia.pl.html
M.