Chyba każdy z nas uważa Hotel Hilton za prawdziwy diament hotelarstwa. Nie
wielu miało okazję w nim przebywać, jednak dobra renoma niesie się tak głośnym
echem, że nawet ci co nie byli to wiedzą, że jest najlepszy. W ostatnim
tygodniu udało mi się przełamać ten stereotyp (w przypadku mojej osoby, bo też
uważałam go za najlepszy) i poznać przeciwnika od środka, ze śniadaniem.
Rezerwacji dokonaliśmy przez booking.com, bez problemów. Szarpneliśmy się
nawet na wspomniane śniadanie, które przecież jest najważniejszym posiłkiem w
ciągu dnia. Cena zacna, ale w 100% warto było! Jednak wróćmy do
początku...
Na początku była łąka, później wybudowali
galerię, a w niej zrobili Hotel. Hotel Hilton Garden Inn w Rzeszowie. Taki
niepozorny i kojarzący się raczej z restauracją hotel usytuowany jest przy alei
Kopisto, w budynku Millenium Hall. Przed wejściem jest dach, "szklana
ściana", a na jej samej górze biały, nienachalny, a zarazem elegancki
napis Hilton Garden Inn. Ze względu na wersję Garden w drzwiach nie przywitał
nas lokaj, ale za to drzwi "same się zakręciły", a na recepcji
przemiłe Panie wytłumaczyły nam wszystko jak totalnym bezmózgom, co w pewien
sposób było przemiłe. Za recepcją znaleźliśmy windy, dwie, dość wolne w związku
z czym czasem trzeba było na nie dłużej poczekać mimo, iż hotel ma raptem 4
piętra. Na szczęście są schody i niecierpliwcy, jak ja, mogą korzystać do woli.
Wychodząc z windy minęliśmy całkiem miły korytarz, z obrazami i darmową maszyną
do czyszczenia butów. Pokój, na prawdę, dość
spory. Wybraliśmy opcję z łóżkiem
Queen i powiem szczerze, że przy 174 cm wzrostu, obcinając nogi do kolan
spokojnie bym się zmieściła w poprzek. Oczywiście dla lubiących ekstremalne
pozycje można też wygodnie zwisać głową w dół, jak zajdzie potrzeba :) Łoże
było bardzo wygodne (materac był jeden duży, więc nikomu nie przypadło spać w
dziurze, jak to czasem bywa), a jego rama solidna i mocno przyczepiona do
ściany. W pokoju była też duża szafa na ubrania, dwie szafeczki przy łóżku,
sofa, stolik, milion lampek, biurko połączone z półką pod telewizor, małym
aneksem kuchennym (rzadko spotkanym w hotelach) i kolejnymi szafkami i
szufladami.
To co mnie zadziwiło to fakt, że w pokoju było także żelazko, prasowalnica,
suszarka do włosów (bezpiecznie schowana, czyli taka trochę lepsza niż
standardowa hotelowa z jednym "biegiem"), oraz totalny fenomen czyli
zestaw do szycia, który sobie mój ukochany oczywiście przytulił :) żeby nie
było, że jestem lepsza, to zaopiekowałam się zestawem próbek do pielęgnacji
ciała i kąpieli, ale to tylko z zamiłowania do małych buteleczek. Oprócz
zestawu do szycia jeszcze większym faworytem okazała się wanna! Wanna w hotelu
za rozsądną cenę to istny cud na Wisłoką, z którego grzechem było nie
skorzystać. I na koniec totalny totalny totalny mistrz pokoju - fotel przy
biurku ... Mirra Chair® ... mmm ...
faktycznie jak marzenie :)
Widok z okna był dość słaby. Liczyliśmy na okno od ulicy, a tymczasem
dostaliśmy tylko look na dziedziniec galerii, zasłonięty dachem na który nie
dało się wyjść. Na szczęście w planach mieliśmy pewne atrakcję więc nie było
czasu na kombinowanie jak wydostać się na dach przez okno. Istotną rzeczą
okazało się także umiejscowienie Hotelu w galerii, co dało możliwość dokonania
szybkich zakupów bez wychodzenia „z domu”. Można powiedzieć, że praktycznie
mieszkaliśmy w galerii, nie czując jej niedogodności takich jak hałas czy
specyficzne zapachy wysp z fastfood’ami. W obrębie galerii na gości czeka też
specjalnie zarezerwowany podziemny parking i bezpośrednie przejście do holu
recepcji.
Ciekawą sprawą i bardzo miłym zaskoczeniem okazałą się
"polityka nie naciągania klientów na każdym kroku". Co przez to
rozumiem, po pierwsze wspomniany wcześniej mini aneks kuchenny z czajnikiem
bezprzewodowym, wodami, zestawem na 3 herbaty i 3 kawy z mlekiem i cukrem
białym i brązowym. Po drugie, budząc się w nocy lub wracając na ranem lub
kiedykolwiek indziej, kiedy
jesteśmy głodni, a restauracja już nie pracuje, przy recepcji czeka na nas masa
różnych słodyczy i przekąsek, w które możemy się zaopatrzyć w takim jakby sklepiku, a
co więcej jest tam też mikrofalówka i różne smakołyki, jakie można w niej
podgrzać. Po trzecie, na pierwszym piętrze jest duża sala z komputerami, wi-fi, wygodnymi
kanapami i dostępem do uwaga – bezpłatnej drukarki, więc … może czasem drukując
pracę magisterską warto się zastanowić na jedną nocą w luksusie :) Po czwarte, jest samoobsługowa pralnia. I w końcu po piąte, w pokoju zastajemy pustą lodówkę gotową przyjąć nasze zakupy i taką, która nie kusi maleńką buteleczką Johnego za 20 zeta. Po porostu; godne polecenia podejście na wysokim poziomie, gdzie czujesz się normalnie traktowany, ale nie jak chodząca skarbonka. I po szóste jest też siłka jakby ktoś potrzebował :) A to wszystko za 230 zł/2os/bez śniadania/w opcji z łóżkiem Queen. Według mnie nawet za taką cenę wato poczuć się dobrze :)
Wstając rano nie myśleliśmy o niczym innym jak tylko o śniadaniu. Oczywiście było
wyborne. Pełen wybór ... od pieczywa, opcji do mleka, włącznie w suszonymi owocami i bakaliami, przez wędliny, konfitury, nabiał, owoce, po jajecznicę, parówki,
naleśniki i owoce. Do picia pełen
wybór herbat, soków i ekspres do kawy,
używający także mleka, a cappuccino było godne włoskiej kawy. W restauracji można obsłużyć się samodzielnie lub poprosić kelnera o podanie, wybranych przez siebie pozycji, do stołu. Całość za jedyne
23 złote za osobę z widokiem na al. Kopisto i parkujące pod hotelem auta
(akurat szału nie było), ale i tak warto. Polecam!
M.