VALLETTA - Żurrieq - BLUE GROTTO - DINGLIS CLIFFS?- IR RABAT & MDINA, czyli ONE day trip on Malta

Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. Ciężko jest się pogodzić z myślą, że z dnia na dzień może być coraz zimniej. Dlatego sprzedam Wam TANI patent na ten trudny czas, gdy dzień robi się coraz krótszy, a poranki kończą się odmrożeniem palców po skrobaniu szyb (nie cierpię mądrych ludzi, którzy zainwestowali w garaż!)...

Otóż ... polecam zacząć planowanie kolejnych wakacji! Tylko pomyślcie ile czasu spędzicie na przeglądaniu ofert pięknych, gorących miejsc, wertując  katalogi Itaki czy Tui. Uwierzcie mi, jak się zaangażujecie to sukces murowany - zapomnicie o bożym świecie i tym samym o chłodzie. Dlatego na rozgrzewkę zapraszam do lektury kolejnej "opowieści z Malty" z kojącymi duszę obrazkami, które umilą zimową aurę za oknem ...

VALLETTA - Żurrieq - BLUE GROTTO - DINGLIS CLIFFS?- IR RABAT & MDINA - POWRÓT 

Z samego rana wystartowaliśmy X4 z głównego dworca Valletty do miejscowości Żurrieq ...


Nie pojechaliśmy tam ze względu na wyjątkowo zabawną nazwę miejscowości, lecz bym mogła kupić sobie turecki lakier za 5 EUR (bo oczywiście ten europejski odprysł, a ja mądra głowa mimo rad mamy nie zabrałam żadnej "awaryjnej" buteleczki) I po to żeby Pani ekspedientka wzięła nas za Włochów I mówiła do nas po włosku ...!

A tak na serio ... z Valetty nie było bezpośredniego autobusu komunikacji "miejskiej" (dla przypomnienia Malta jest wielkości Krakowa) i mieliśmy przesiadkę w tej oto właśnie uroczej mieścince, gdzie tyle przygód nas spotkało ...


Po mniej więcej 30 minutach nadjechała 201 i ruszyliśmy w stronę Blue Grotto. Oczywiście do Blue Grotto można też przejść pieszo - jak "pokazuje" google maps zajmuje to 34 minuty ... ale tym razem nie daliśmy się wciągnąć w te gierki - brawo my!


Po dotarciu na miejsce naszym oczom ukazały się zacne zbocza, klify i inne takie ... oczywiście nie marnując czasu na początek poszliśmy się przejść po tym co właśnie ujrzeliśmy, olewając "miasteczko" i jego turystyczną część ...








Wyspą, którą widzieliśmy przez mgłę, w oddali była niejaka Filfla ... jakby ktoś chciał wiedzieć.




Po drodze spotkaliśmy kameleona, który właśnie się przebudził i "uciekał" ... (ogólnie taki slow motion, że czapki z głów) ...







Gdy wróciliśmy "na szlak" powitała nas "budka z lodami" (bardzo fajna swoją drogą), którą obeszliśmy szerokim łukiem i udaliśmy się do portu, o ile można tak powiedzieć ...






Generalnie Blue Grotto jest świetnym miejscem dla nurków. Kolorowe rybki i niezwykła roślinność wodna sprawiają, że można poczuć się jak w raju. My wybraliśmy wariant "na sucho" za 8 EUR/os. Płynęliśmy więc w pięknych pomarańczowych kamizelkach, na łódce, którą ostro bujało, wprost do grot ... skąd zdjęć nie mam, bo było za ciemno i zbyt mało stabilnie ...


W jaskiniach woda była krystalicznie czysta i w połączeniu z białym piaseczkiem sprawiała wrażenie błękitnej - stąd nazwa groty. Wycieczka trwała ok. 30 minut. W małych zakamarkach kolejnych jaskiń, których zwiedza się ok.7, sternicy mijali się na żyletki, wrażenia były więc przednie ...


Kolejnym punktem na mapie były klify dinglis ... cokolwiek to miało być ... nie wiem też, gdzie to znalazłam, ale plan był taki: 201 mieliśmy dojechać do Dingli, a właściwie to do jakiegoś przystanku przed miejscowością (jak zawsze akcja "na czuja") tam wysiąść i znaleźć klify ...


W praktyce wysiedliśmy na przystanki Cliffs ... w jakże pewny siebie sposób ...




Za nami wysiadła również jakaś para, oni w lewo my w prawo ... wszyscy wyglądaliśmy jakbyśmy nie wiedzieli gdzie idziemy. Jednak okazało się, że my chyba w dobrym kierunku, bo czymkolwiek te klify miały być znaleźliśmy fajne miejsce do zdjęć ... zaraz obok przystanku Maddalena ... cóż za przypadek ...









Miejsce o którym piszę było czymś w rodzaju domku/przystanku/kapliczki ... nie pamiętam dokładnie, alby było kilka ławeczek, wiatr, cień i piękny niczym nie ograniczony widok ...

Przypadkiem zajechał do nas także pan ze schłodzonymi napojami ...


Ponieważ byliśmy na trasie 201-ki do Ir Rabatu wsiedliśmy w autobus i ruszyliśmy dalej do ostatniego celu ...


W Rabacie wysiedliśmy zaraz obok bram do Mdiny i jak to zwykle bywa turyści w 1,a my w 2 stronę ...

Zaczynając od przypadkowych bocznych uliczek ...








Doszliśmy do centralnej części miasta, z kościołem, gdzie przygotowywano się do obchodów święta Piotra i Pawła ...












I właśnie tuż obok kościoła znaleźliśmy, notabene w innym kościele, świetną restauracje, w której zjedliśmy przepyszne tagiatelle z mięsem i grzybami oraz wybitne raviolli z królikiem. Tym samym zjedliśmy 2 najlepszy obiad na Malcie. Zdjęć potraw nie miałam sumienia robić, bo nade mną była figurka Maryi ... tak jak mówiłam byliśmy w byłym kościele ... swoją drogą, bardzo odważna inwestycja!



Po odpoczynku ruszyliśmy w stronę bram Mdiny, jak pozostali turyści.



Idąc ulicą św. Pawła minęliśmy sporo restauracji, jednak żadna nie była przekonująca, a ceny rosły w miarę jak zbliżaliśmy się do wyjścia z centrum miasta.





Za murami było sporo ludzi, kłębiących się wokół sklepików ... dalej nie było ich prawie wcale ...














Podsumowując, zdecydowanie przyjemna, płynna i niewykańczająca wycieczka, urozmaicona i warta polecenia.

M.


* Cosmana Navarra, Rabat, St. Paul's Street:
http://www.cosmana.com/index.htm

Ps. Bo warto wyrażać sobie ... wszędzie nawet w granicach obwarowanej Mdiny ...