Złoty piasek, sztuka wbijania parasola i leżaki na głowie, czyli Ghajn Tuffieha na Malcie

"Wybierzywszy" (wiem, nie ma takiego słowa,  ale tutaj nadaje jakże patetycznej wzniosłości i starodawnego polotu) ... tak więc, "wybierzywszy" się na Maltę grzechem byłoby nieodwiedzenie plaży której piasek mieni się niczym złoto, a krystalicznie woda zachęca do kąpieli ...

Jeśli moje wcześniejsze posty Was jeszcze nie przekonały to może ten coś wskóra ... a tak na serio, to w tym roku Malta wydaje się być na prawdę dobrym kierunkiem, podobnie jak cała Grecja (która mam wrażenie konkretnie odbije sobie ostanie "gorsze chwile") ... wracając jednak do tematu ...

Na północno-wschodnim wybrzeżu Malty, w okolicach miejscowości Manikata znajdują się dwie plaże. Pierwsza z nich, znana i oblegana przez turystów - Golden Bay oraz druga, mniej znana, mniej dostępna, mniejsza i bardziej dzika -Ghajn Tuffieha, która stanie się bohaterką mojej dzisiejszej opowieści.


Nasza wycieczka na plażę zaczęła się raczej nie za bardzo pozytywnie. Był to pierwszy dzień po przybyciu na wyspę, więc spragnieni słońca i odpoczynku zaplanowaliśmy dzień w stylu "lazy day". Oczywiście, ponieważ to był pierwszy dzień to troszeczkę przeceniliśmy nasze zdolności i "pogubiszwy" się (od pogubić się lub coś) w uliczkach, lekko spóźnieni na autobus, musieliśmy uzbroić się w cierpliwość i czekać na kolejny transport. Pierwsza wtopa - CHECK!


Godzina była dość wczesna, około 9:30, a mimo to słońce grzało jak szalone ... a wokół ani odrobiny cienia. 20 minut oczekiwania na kolejny autobus było czymś w rodzaju niedzielnej gehenny, po zakrapianej mocnym trunkiem nocy. W ramach ciekawostki wspomnę, że wybraliśmy transport publiczny świadomie - ponieważ ani ja ani mój towarzysz podróży nie czuliśmy się na siłach by jeździć lewą stroną drogi pożyczonym autem (podziwiam ludzi którzy poruszają się swobodnie obydwoma sposobami) jednakże gorąco nie polecam takiej opcji, bo strasznie zniewala, spowalnia i męczy, zwłaszcza w taki upał. Tak czy inaczej, w końcu nadjechał kolejny autobus i zabrał nas na wycieczkę.


By dostać się na Tuffiehe trzeba przejść obok Golden Bay, która wbrew nazwie wcale nie ma złotego piasku. Wg. mapy google odległość - 1 km, czyli 14 minut drogi ... + 40 minut robienia zdjęć.


Godzina była wczesna, a mimo to na Golden Bay część plażowiczów już dawno zajęła swoje miejsca. Nic jednak dziwnego - Goście Hotelu Raddison i 2 innych dość sporych obiektów, położonych zaraz nad plażą, musieli się gdzieś kąpać ...


My ruszyliśmy w drogę na plażę numer 2 - Mainstreem nie jest dla nas, a poza tym łatwe dojście, nie można spaść z klifu, nogi sobie skręcić ... co to za przygoda :P

Po drodze widoki rozpieszczały...






 

W końcu naszym oczom ukazała się Tuffieha ...



Dzika, prawie pusta, naturalna, blisko zieleni, ze złotym piaskiem ... jedna z najpiękniejszych plaż na Malcie.






Serwis plażowy dostępny "od ręki". Nie pamiętam już jakie były ceny, ale nie zastanawialiśmy się zbytnio więc raczej do przyjęcia. Czarnoskóry pan z obsługi polecił nam wybrać miejsce i tam wbić parasol. I tutaj uwaga ... jak się okazało nawet parasola wbić porządnie nie potrafimy ... tzn był wbity ... wg. nas, ale jak nam pan przyniósł na głowie dwa leżaki i z lekkością wyjąć parasol i wbił po swojemu to nam "gęby" zrzedły jednym słowem. Oczywiście patent zapamiętaliśmy i do teraz stosujemy :) I pomyśleć, że przez całe życie człowiek błądził w ciemności ...

Zaczynało być naprawdę pięknie ... słoneczko, krystalicznie czysta woda, złoty piasek i cisza ... tak przez jakiś czas ... dopóki 20 cm od nas nie rozłożyły się jakieś "starsze damy" - jak na złość - cała plaża wolna, a one oczywiście koło nas ... a gęby się im nie zamykały ... musieliśmy się ewakuować. Co okazało dość ciężkie, bo leżaki przyniesione na głowie nie były lekkie jak piórko, a parasol był niczym wbetonowany w drogę znak - nie do ruszenia ... ALE później było już tylko piękniej :)

Gdzieś w okolicach popołudnia wybraliśmy się na spacer na kolejne wzgórze, które można spokojnie przejść wkoło "zobaczywszy" panoramę miejsca z każdej strony. Co zdecydowanie polecam dla zdrowotności.









Mój dzielny "tragarz" ...


A dla bardziej zainteresowanych naturalnym SPA - ciekawostka - w zachodniej części plaży można znaleźć naturalne błoto, z których okłady wygładzają i ujędrniają skórę.


Na plaży jest też bar, tylko jeden, dlatego w godzinach szczytu jest tam dość tłocznie, ale zaraz po "pasza timach"... można spokojnie usiąść i mając piękny widok przed oczami, sączyć zimne napoje ... :)

Tak spędzony dzień gwarantuje Wam piękną opaleniznę i jeszcze piękniejsze wspomnienia :) Dlatego serdecznie polecam!

M.