Postanowiłam nie owijać w bawełnę i pokazać Wam bardzo
konkretny powód:
I to by było na tyle w kwestii przekonywania J
Elafonisi – jest
to mała wyspa, otoczona laguną, która zlokalizowana jest na południowo - zachodnim wybrzeżu Krety. Prowadzi do niej dość malownicza droga przez góry, z
niezabezpieczonymi zboczami, wąskimi
przejazdami, kozami, błąkającymi się po zboczach, i urokliwymi wioseczkami, usianymi co kilkanaście kilometrów.
Po zaparkowaniu widoki są takie:
W Wikipedii można jeszcze przeczytać o specyficznym różowym
piasku, jaki tutaj się pojawia, oraz o „mrożącej krew z żyłach” historii jego
powstania. Niestety muszę Was zmartwić, bo jego obecność to tylko kwestia
rodzaju rozpadu tamtejszego skalnego podłoża :P
Z "ciekawostek" dla zaawansowanych: na plaży i wyspie można spotkać także endemiczne rodzaje
roślin i zwierząt … ale powiem szczerze, że sam widok sprawia, że nic więcej do
szczęścia nie jest po prostu tam potrzebne. Przebywając w takich miejscach człowiek ma wrażenie, że jest w raju i chciałby zostać tam na zawsze. Niestety nasz
umysł bardzo szybko się przyzwyczaja i już po jakimś czasie całość nie robi aż
tak wielkiego wrażenia jak na początku. Tak czy inaczej zdecydowane 10/10 w
moim odczuciu i kategorii „rajskie miejsca”. Mogę chyba spokojnie powiedzieć,
że jak do tej pory Elafonisi to zdecydowany faworyt w tej kategorii.
I w tym miejscu nie zostaje mi nic innego jak zaprosić na pokaz :) - "sit back, relax and enjoy" ... and scroll :P
Zdecydowanie chcę się skakać z radości :)
Wracając jednak na ziemię oraz do kwestii technicznych ... gdyby ktoś się zdecydował J
Na miejscu można spokojnie rozłożyć się na plaży, ale zdecydowanie bardziej
ustronnie jest na wyspie, która równie dobrze wychodzi w obiektywie J, no i zdecydowanie
mniej szaleje tam wiatr, który na leżakach dosłownie „zdjął” mi kaszkietówkę z
głowy! 2 leżaki z parasolem w maju kosztowały nas 8 EUR, parking jest darmowy,
a na plaży jest jakiś ubogi „kramik”, gdzie można nabyć, w razie czego, coś do
picia, lody oraz jakieś drobne przekąski. W niedużej odległości znajdują się 3
restauracje, których, jak to zazwyczaj bywa, obłożenie maleje z odległością od
plaży. Wdepnęliśmy do tej 3, z TRADYCYJNYMI GRECKIMI daniami, zg. z tym co "mówił" szyld i tym razem zamiast "50-tej" z kolej sałatki greckiej (ponieważ jadłam ją cały wyjazd - jak dzik - tak by w domu nie mieć na nią ochoty przez pół
roku – ale jak sobie teraz o niej myślę to … why not?! J) zamówiłam kurczaka z
warzywami i kasztanami oraz grecką frappe. Oczywiście nie doczytałam, że
dostanę kasztany, które z zachłannością zjadałam. Były pyszne, podobnie jak
całe danie i kawa. Jednak skutki mej łapczywości i „niedoczytalności”, no i
mega słabego żołądka, towarzyszyły mi przez kolejne 3 dni - fajniutko!
Piaseczek - mąka :P cudowny, gładki i drobniutki. Na wyspie, od strony morza, w wodzie pojawiał się taki jakby żwirek. Woda - obłędnie przejrzysta i w miarę ciepła, spokojnie można było do niej wejść :)
Podsumowując: ZDECYDOWANIE miejsce godne polecenia. Ani pół uchodźcy nie spotkałam :P a uwierzcie mi, że nie siedziałam
w hotelu. Więcej o krecie w kolejnych mych "wywodach" :)
~ z Grecji, Magdalena Martens. Pozdrawiam <hahaha>